Lechia Gdańsk odwołuje się do Trybunału Arbitrażowego PKOl od decyzji PZPN o odjęciu pięciu punktów. Dla wielu to strzał kulą w płot, dla innych – próba ratowania sezonu. A prawda? Prawda jest taka, że to odwołanie ma nie tylko sens, lecz także realne podstawy prawne. Bo wbrew pozorom w piłce nożnej nie każda kara musi trwać wiecznie. Zwłaszcza gdy znika jej powód.
To była kara. Ale czy nadal jest zasadna?
Zacznijmy od faktów. Komisja Odwoławcza ds. Licencji Klubowych PZPN nałożyła na Lechię Gdańsk środek kontroli w postaci odjęcia pięciu punktów w sezonie 2025/2026 z tytułu niespełnienia kryteriów finansowych — konkretnie: zaległości wobec zawodników. Taki środek przewidziany jest w:
Uchwale nr VIII/124 PZPN z 25 czerwca 2019 r.
• § 37 ust. 1–2 – sankcje za niespełnienie kryteriów F.04 i F.05,
• § 38 – możliwość odwołania i rewizji decyzji.
To nie był więc „środek zapobiegawczy” ani tymczasowa blokada, ale pełnoprawny środek kontroli stosowany w ramach nadzoru licencyjnego. A jak każdy taki środek w prawie sportowym — musi być proporcjonalny, aktualny i możliwy do zakwestionowania. I tu wchodzi na scenę Trybunał Arbitrażowy przy PKOl.
TKAS nie cofa czasu. TKAS ocenia zasadność dziś
Odwołanie Lechii nie polega na zaklęciu typu: zróbcie, żeby nigdy się to nie wydarzyło. Trybunał Arbitrażowy nie zmienia przeszłości. On ocenia, czy utrzymanie tej decyzji w świetle obecnych faktów i przepisów nadal jest zgodne z prawem.
Regulamin TKAS PKOl (2022)
- 1 i § 2 – Trybunał rozpoznaje skargi na decyzje związków sportowych, badając ich zgodność z prawem, zasadami sprawiedliwości, równego traktowania i proporcjonalności.
Lechia spłaciła wszystkie zaległości wobec zawodników i pracowników. Formalnie – spełniła wymogi licencyjne. To fakt. I ten fakt można (a wręcz należy) w odwołaniu podnieść. Trybunał ma prawo uznać, że utrzymywanie kary wobec klubu, który usunął naruszenie, jest nieproporcjonalne i nieuzasadnione na dzień dzisiejszy.
Kara to nie mandat. W sporcie rządzi inna logika
Pojawiło się w dyskusji ciekawe, choć błędne porównanie: że kara odjęcia pięciu punktów to jak grzywna za brak biletu – zapłacisz bilet, a mandat i tak musisz przyjąć. Problem w tym, że prawo sportowe nie działa jak fiskus.
Mandat to sankcja automatyczna.
Kara punktowa to sankcja uznaniowa, którą można zaskarżyć, a TKAS może ją uchylić, jeśli uzna, że przestała pełnić swoją funkcję dyscyplinującą. I to nie fanaberia, tylko normalna praktyka prawna w arbitrażu sportowym.
Przypomnijmy: Lechia już poniosła konsekwencje. Była zagrożona degradacją, musiała zrestrukturyzować budżet, działała pod presją medialną i formalną. Nie uniknęła odpowiedzialności. Ale skoro dziś spełnia warunki, czy kara nadal jest potrzebna?
Czy to oznacza, że Lechia ucieknie od odpowiedzialności?
Nie. Już została ukarana. Znalazła się pod presją sportową i medialną. Ma nałożony nadzór finansowy. Ale jeśli Trybunał uzna, że kara punktowa przestała być proporcjonalna, może ją uchylić. I będzie to zgodne z prawem.
Bo celem kary nie jest zemsta, tylko przywrócenie zgodności z przepisami. A Lechia – na razie – tę zgodność przywróciła.
Wnioski? Odwołanie nie jest absurdalne. Jest logiczne i legalne
Czy Lechia wygra przed TKAS? Nie wiadomo. Ale jedno wiemy na pewno – to nie jest zagranie pozbawione podstaw. Wręcz przeciwnie. Klub działa w oparciu o przepisy i korzysta z prawa, które obowiązuje każdego – od mistrza Polski po beniaminka IV ligi.
Zasada proporcjonalności, stosowana przez TKAS i uznawana w orzecznictwie sportowym (także przez CAS i NSA), mówi jasno: jeśli kara traci sens, bo cel został osiągnięty, można ją zmienić lub uchylić. Na tym polega sprawiedliwość proceduralna.
Zamiast emocji warto trzymać się litery prawa. I mieć świadomość, że prawo sportowe to nie fiskus. Tu minusy można nie tylko dostać, ale też zdjąć. Legalnie.
Darowałbym sobie karę finansową, ale punkty ujemne muszą zostać. Mało tego, jeszcze bym ze trzy dołożył bonusowo w sytuacji sportowego utrzymania się i nieotrzymania licencji za rok w pierwszym terminie.